Dość długo zastanawialiśmy się jak zacząć opowiadać o Serbii. Co o niej napisać i jak zachęcić do jej odwiedzenia? Rozmaite statystki, w tym te nieszczęsne sprzedażowe, mówią, że raczej rzadko wybiera się ją jako cel podróży. Bośnia została już odczarowana, w ostatnich latach także Macedonia cieszy się coraz większą popularnością, natomiast Serbia chyba nadal czeka na swoją kolej. A wiemy o czym mówimy – nasz przewodnik po tym kraju, spośród wszystkich jakie dotąd napisaliśmy, cieszy się najmniejszą popularnością. I choć mamy świadomość, że Serbię najczęściej wybierają zakręceni Bałkanofile, to dziś spróbujemy pokazać, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. I naprawdę warto wybrać się do tego jednego z mniej popularnych europejskich krajów, by przekonać się jaki jest intrygujący.
Na szlaku serbskich królów
Żeby było i ładnie i ciekawie i jeszcze z interesującą historią w tle (nie uciekajcie! tej historii naprawdę nie będzie dużo) to na pierwszy ogień pójdzie malownicza Dolina Ibaru, leżąca w południowo-zachodniej części kraju, między miastami Kraljevo i Nowy Pazar (historyczny region Raszka). Nazwa brzmi trochę egzotycznie, ale to najbardziej serbska z serbskich prowincji, która według nas najlepiej pozwala poznać zawiłości kultury i dziejów tego pięknego kraju. Wystarczy wspomnieć, że to właśnie tutaj Serbowie mają kolebkę swojej państwowości (do wręcz mitycznego Kosowa, centrum polityczno-gospodarcze przeniosło się nieco później).
Ze względu na swoje znaczenie nazywana jest też Doliną Królów (ale jeśli to hasło wpiszemy w Google, to zawsze wyskoczy ta egipska) lub Doliną Bzu ponieważ podobno w XIII wieku król Stefan Urosz kazał ją obsadzić właśnie tym krzewem na cześć swojej przyszłej żony. To się nazywa prawdziwy rozmach! Oczywiście dla Serbów, którzy zabawę wywindowali na wyższy poziom (podobnie zresztą jak i inne narody bałkańskie), dziś to wydarzenie jest pretekstem do organizowania w maju dorocznej imprezy pod nazwą Dni Bzu.
Żeby zrozumieć o co w ogóle chodzi z tą słynną bałkańską duszą, dolinę najlepiej przejechać całą. Można to zrobić w jeden dzień, można sobie rozbić na dwa lub trzy. Atrakcji nie zabraknie. Dominują przede wszystkim prawosławne klasztory, które można uznać za esencję „serbskości” ponieważ w tutejszej kulturze czy w ogóle w tożsamości narodowej religia – w tym wypadku prawosławna – odgrywa przeogromną rolę, wzmocnioną jeszcze wielowiekowym sojuszem tronu i ołtarza.
Szybko przez Kraljevo
Eskapadę zaczynamy w Kraljevie. Czy można coś dobrego powiedzieć o tym mieście z turystycznego punktu widzenia? Raczej nie. Choć ma bardzo bogatą historię, dziś jest przeciętnym, pozbawionym jakichkolwiek atrakcji ośrodkiem przemysłowym. I niestety jak wiele miast w tym państwie padł ofiarą historii, ponieważ gdy tylko Serbia w XIX wieku uzyskała niepodległość, rozpoczęło się wielkie oczyszczanie przestrzeni ze wszelkich naleciałości tureckich. A to często oznaczało po prostu zburzenie starej zabudowy, która dziś byłaby cennym zabytkiem, i postawienie nowej. Efekty tej akcji łatwo sobie wyobrazić.
Žiča – „matka wszystkich cerkwi”
Czujemy się więc usprawiedliwieni, że z prawdziwą radością mijamy przekreśloną tablicę z nazwą miejscowości Kraljevo. Humor zdecydowanie nam się poprawia już po niecałych 4 kilometrach, gdy docieramy do zachwycającego monastyru Žiča, który został założony już w pierwszej połowie XIII wieku przez króla Stefana Nemanjića. A ponieważ był on pierwszym serbskim władcą, który na swoją głowę nałożył koronę, potocznie nazywa się go Pierwszym Koronowanym. Jest on też jednym ze świętych serbskiego kościoła, przy czym zaszczyt ten dosięgnął niemal wszystkich władców z tej dynastii (wspomniany sojusz państwo-kościół to nie fikcja) .
Klasztor robi w Serbii trochę za taką naszą Częstochowę, co widać choćby po infrastrukturze. Jest tłumnie odwiedzany przez pielgrzymów i trudno tu zaznać spokoju, jakiego należałoby się spodziewać w miejscu kultu religijnego. Nie ma co się jednak dziwić wzmożonemu ruchowi – monastyr nie dość, że ważny z historycznego punktu widzenia, to jeszcze jest bardzo piękny.
Właściwie składa się z całego zespołu zabudowań otoczonego solidnym murem obronnym. Ponieważ życie Serbów przez wieki kręciło się wokół odpierania czyichś ataków (głównie tureckich), to mieli w zwyczaju wszystko opasywać jakimś umocnieniem. Motto Holendrów brzmi „Będę bronić” (ziemi przed morzem), a i Serbowie mogą chyba powiedzieć o sobie dokładnie to samo: „Będę bronić (ziemi przed Turkami).
Centralnym puntem tego kompleksu jest majestatyczna cerkiew Wniebowstąpienia Chrystusa, zbudowana w latach 1206-17. Przykuwa uwagę przede wszystkim niespotykaną, intensywnie czerwoną barwą i jasnym kamiennym detalem. Oprócz Stefana, na króli koronowało się tu jeszcze dwóch jego kolejnych braci, a świątynia z tego powodu jest nazywana „matką wszystkich cerkwi”.
Zamek Maglič
Jadąc dalej na południe przepiękną doliną, na jednym ze szczytów okrążonych z trzech stron przez rzekę Ibar, rzuca się w oczy dość solidna ruina zamku Maglič. Za słowami, że jest solidna stoją twarde dane: ma 2.200 m.² powierzchni, a jej mury osiągają 270 m. długości i są wzmocnione 8 basztami. Początki jego historii nie są do końca pewne, ale przypuszcza się, że powstał dla ochrony klasztorów Sopoćani i Studenica (z tą obroną serio nie przesadzamy).
Monaster Studenica
W sercu regionu leży najpiękniejszy naszym zdaniem serbski monastyr, czyli Studenica. Żeby tu dojechać trzeba z głównej drogi skręcić w boczną zgodnie z drogowskazem i jechać dalej przez 10 km w kierunku zachodnim. Obiekt jest tak piękny i znaczący, że został wpisany na Listę Dziedzictwa UNESCO.
Jego początki sięgają już końca XII w. a ufundowała go jedna z najbardziej kluczowych postaci w serbskiej historii, czyli żupan Stefan Nemanja, który – a jakże – również jest świętym, a jego szczątki spoczywają w głównej świątyni kompleksu, czyli cerkwi Zaśnięcia Bogarodzicy. Jest to naprawdę zdumiewająca budowla łącząca w sobie cechy typowo zachodniego romanizmu i wschodniego stylu bizantyjskiego. Właściwie chyba tylko na Bałkanach możemy spotkać dalekie echo cesarskich katedr w Spirze czy Moguncji nad Renem, połączone w jednym obiekcie z echami cesarskich budowli Konstantynopola nad Bosforem. I to właśnie dzięki tej rozmaitości, region skradł nasze serca. W skład kompleksu wchodzi jeszcze trochę mniejsza cerkiew Królewska oraz całkiem mała cerkiew Mikołaja.
Monastyr Gradac
Po powrocie na magistralę ibarską – bo tak zwykle nazywa się główną trasę przez dolinę – jedziemy jeszcze około 20 km na południe, po czym znów skręcamy w boczną drogę zgodnie z oznaczeniem i dalej jedziemy w głąb lesistych pagórków masywu Golija.
To jedna z nielicznych budowli ufundowanych przez kobietę – dokładnie przez królową Helenę Andegaweńską (to ta, dla której mąż zasadził bzy). Gdy owdowiała wstąpiła do klasztoru nad Jeziorem Szkoderskim, natomiast po swej śmierci została uznana (brawa za domysły) świętą serbskiego kościoła. Problem jednak w tym, że jej szczątki ukryto w czasie najazdu tureckiego i do dziś nie wiadomo, gdzie się znajdują, a w klasztornej cerkwi Zwiastowania NMP stoi tylko jej symboliczny grób.
Bałkańskie paradoksy
Po powrocie na główną szosę mamy jeszcze jakieś 40 km do miasta Nowy Pazar. Stanowi ono typowy bałkański paradoks, gdzie nic nie jest takim jakim się wydaje, że właśnie tutaj, w środku tego na wskroś serbskiego, prawosławnego świata leży miasto, które w około 90% zamieszkane jest przez ludność muzułmańską. A o tym, że nagle wkraczamy do nowego obszaru kulturowego informują nas białe minarety meczetów pojawiające się gdzieniegdzie wśród soczystej zieleni okolicznych wzgórz.
Oczywiście w ogóle nas to nie dziwi, bo jest to naturalny koloryt tego regionu, który przyciąga nas jak magnes. Sytuacja polityczna i społeczna jest, rzecz jasna, dość skomplikowana (no bo gdzie tutaj nie jest?), ale to nie temat na dzisiejszy wpis. Póki co wciąż mamy do obejrzenia jeszcze trzy zabytki, które z pewnością należą do najcenniejszych dla kultury serbskiej .
Cerkiew Piotrowa
Najpierw odwiedzamy położoną na północnych przedmieściach Nowego Pazaru maleńką świątynię, uważaną za jeden z najstarszych zabytków Serbii – cerkiew Apostołów Piotra i Pawła. Nie ma stu procentowej pewności odnośnie daty jej powstania, ale są źródła, które wspominają ją już w X wieku. Co więcej, najprawdopodobniej została postawiona na fundamentach jakiegoś wczesnochrześcijańskiego obiektu z VI w. Dość nietypowa jest jej bryła – budowla ma plan rotundy wpisanej w kwadrat, a całość nakrywa kopuła posadowiona na wysokim bębnie. Cerkiew a także dwa następne monastyry jako kolebka serbskiej państwowości zostały wpisane na Listę Dziedzictwa UNESCO.
Świątynia, choć urokliwa, jest jakby nieporadna w swej formie, a kunszt wykonania detalu dość lichy. Widać wyraźnie, że jest to dopiero wprawka, próba stworzenia czegoś wielkiego, krystalizowanie się stylu, co miało w pełni wybrzmieć dopiero w kolejnych monastyrach. Cerkiew otacza niezwykle malowniczy archaiczny cmentarzyk z nagrobkami w kształcie krzyży.
Monastyr Słupy św. Jerzego (Djurdjevi Stupovi)
Następnie trafiamy do XII-wiecznego monastyru poświęconego św. Jerzemu. Założył go wielki żupan Stefan Nemanja, podobno po to, by wyrazić wdzięczność wobec świętego, który pomógł mu pokonać rywali i zdobyć władzę nad Serbią. To wyjaśnia jedną część nazwy. Ale skąd te słupy? Ano z wyglądu samej budowli, a dokładnie jej fasady z dwiema charakterystycznymi wieżami-dzwonnicami. Niestety w wyniku wojen, jakie przetaczały się przez tę krainę zostały one, podobnie jak cały obiekt, mocno uszkodzone. Teraz stopniowo przeprowadza się renowację cerkwi, ale jest to proces żmudny, wieloetapowy i rozłożony na lata. Znaczenie monastyru zostało docenione przez UNESCO wpisem na Listę Światowego Dziedzictwa.
Cerkiew bardzo nam przypomina romańskie budowle z początków polskiej państwowości jak np. kolegiata w Tumie pod Łęczycą, co w pewien sposób pokazuje nić łączącą nasze kraje, które narodziły się mniej więcej w tym samym czasie.
Monastyr był oczywiście ufortyfikowany i w obrys jego murów wkomponowano niewielką cerkiewkę, która mimo niepozornych rozmiarów jest niezwykle cenna, gdyż zachowało się w niej dość sporo malunków, których prawie nie ma w głównej świątyni.
Monastyr Sopoćani
Na samym końcu wyprawy czeka na nas jeszcze ukryty przed światem klasztor Sopoćani z połowy XIII wieku. Tutaj miejsce swojego ostatniego spoczynku znalazł wspominany już parokrotnie król Stefan Urosz (ten od bzu) zmarły około 1280 roku. Gdy jednak Turcy zagrażali tym ziemiom tak bardzo, że zaczęto bać się o bezpieczeństwo monastyru, mnisi spakowali swój dobytek, w tym szczątki króla i przenieśli się w zupełnie inne miejsce. Dziwić może fakt takiego wędrowania z kośćmi, ale nie jest to odosobniony przypadek w dziejach Serbii. Najciekawsza „pośmiertna” historia, jeśli w ogóle tak to można określić, przytrafiła się księciu Lazarowi, ale o tym też opowiemy przy innej okazji. W każdym razie Urosz powrócił do Sopoćani dopiero w 2002 roku. Centrum kompleksu stanowi piękna bryła cerkwi św. Trójcy, która dzięki wyraźnie dominującemu stylowi romańskiemu, świadczy o silnych jeszcze wówczas wpływach kultury zachodniej na ten region.
Dolina zachwyciła nas nie tylko pięknem swej przyrody i wkomponowanymi w nią zabytkami, ale przede wszystkim ich autentycznością. Istnieją bowiem takie miejsca na świecie, które przekształcają się w skanseny turystyczne, które odwiedzają dzikie tłumy i pod te tłumy są urządzane. Ale są też właśnie takie miejsca, które zachowują swoją historyczną i artystyczną prawdziwość. Swój specyficzny i niepowtarzalny klimat. Serbskie monastyry z pewnością zaliczają się do tej drugiej kategorii, dzięki czemu można je chłonąć na głębszym poziomie.
„Banja” – relaks na 100%
Ponieważ Kraljevo nie sprawiło, że chcieliśmy je znów odwiedzić, to przy kolejnym podejściu do Doliny Ibaru bazę wypadową urządziliśmy sobie w uzdrowiskowej miejscowości Vrnjačka banja, położonej jakieś 25 km na wschód. Serbowie mają bowiem mnóstwo kurortów, które w nazwie mają słowo „banja”, co chyba można porównać do naszego „zdroju” (samo słowo banja oznacza natomiast kąpiel). Ceny są w nich przeważnie bardzo atrakcyjne, więc są one dobrym pomysłem na chwilę wypoczynku.
My się zrelaksowaliśmy do tego stopnia, że następnego dnia, rozluźniona jak nigdy, tak nacisnęłam pedał gazu, że z miejsca wpadł mi mandacik na 50 EURO (jak na Serbię to dość sporo, choć może biorąc pod uwagę skalę winy, to jednak wcale nie tak dużo).
Nietuzinkowa architektura uzdrowiska
Wracając jednak do samej Vrnjačkiej banji to jej centrum stanowi wyłączony z ruchu, obsadzany drzewami i biegnący wzdłuż potoku ładny deptak, przy którym działają rozmaite kawiarnie, lodziarnie, restauracje itd. Przy centralnym skwerze jest natomiast pijalnia wody mineralnej oraz basen. Generalnie w mieście mieszają się trzy elementy – urokliwy elegancki kurort z przełomu XIX i XX w., nieco mniej urokliwe socjalistyczne sanatorium (choć z epoki Tity, a nie Gomułko-Gierka, więc to jednak nie to, co u nas) i różnej jakości współczesne realizacje.
Nasze książki:
Jeśli interesuje Cię Serbia to zapraszamy do innych naszych tekstów o tym kraju, a także do lektury naszej książki „Jugosławia. Rozsypana układanka” (wyd. Bezdroża) oraz przewodnika krajoznawczego po Serbii (wyd. Rewasz). Więcej w dziale Nasze Książki.
Tekst: Beata Pomykalska
Fotografie: Paweł Pomykalski
Bardzo ciekawy tekst. Zaluje ze nie trafilem na niego przed tegoroczna wizyta w Serbii. Piekna, gotowa do wykorzystania trasa. W Novi Pazar bylismy, i najblizsze monastyry widzielismy, ale jeszcze wiele przed nami. Wlasnie zamowilem przewodniki P. autorstwa i zamierzamy je wykorzystac w przyszlych wyjazdach. Mnie tez troche dziwi ze kraj z takim potencjalem jak Serbia jest nieczesto odwiedzany przez Polakow, zwlaszcza ze Serbowie nas uwielbiaja wrecz. Po czesci licze ze sie to zmieni, ale ze pojdzie za tym tez swiadoma turystyka, z checia jak najlepszego poznania kraju i tego co oferuje. Dzieki za swietny tekst.
Bardzo dziękujemy za komentarz. Mamy nadzieję,że coś się ruszy w sprawie wyjazdów do Serbii, bo kraj cudny, a ludzie wspaniali! Dzięki, ze kupujecie nasze przewodniki, polecamy się serdecznie 🙂 Udanych wyjazdów! P.S. Serbia jesienią też bardzo piękna więc może jeszcze jeden wypad w tym roku zaliczycie? 🙂
Serbia jest również piękna na granicy z BiH, cudowny jest też przełom Dunaju przez Karpaty (Đerdap) w okolicy Golubaca. Niestety, ludzie są dużo mniej otwarci niż gdzie indziej na Bałkanach, a szkoda, bo kraj piękny. Mówię to po wielu podróżach po całych Bałkanach z Serbia włącznie.
Z ludźmi mamy troszkę inne (wspaniałe) doświadczenia, ale co do reszty pełna zgoda:-) Kraj piękny i warty poznania. O wszystkich wymienionych przez Panią miejscach planujemy wpisy 🙂 Pozdrawiamy!