Kilka tygodni temu spędziliśmy dwa dni w okolicach Wałbrzycha. Głównym celem naszej wizyty wcale jednak nie był zamek Książ, ale … Stara Kopalnia. Właśnie tak – nie zamek, a kopalnia! I szczerze mówiąc przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Spodziewaliśmy się pozytywnych wrażeń, ale to co dostaliśmy naprawdę przerosło nasze oczekiwania! I po tej wizycie szczerze musimy przyznać, że bardzo Wałbrzychowi tego obiektu zazdrościmy. Czym się tak zachwycamy? Zapraszamy do odkrycia tajemnic górnictwa i tajników pracy w kopalni.
Co zrobić z nieczynną kopalnią?
Centrum Nauki i Sztuki Stara Kopalnia znajduje się na terenie nieczynnej kopalni „Julia” (choć zakład w swej historii nosił jeszcze kilka innych nazw) w Dolnośląskim Zagłębiu Węglowym. Jego początki sięgają najprawdopodobniej już XVI wieku, natomiast pełny rozkwit tej branży nastąpił dwa wieki później, a budynki które dziś zwiedzamy powstały w większości w latach 1867 – 1924. Kopalnia została zamknięta w 1996 roku i przez kilkanaście lat wydawało się, że jej los jest przesądzony. Na szczęście nie doszło do tego, co właściwie najłatwiej było zrobić, czyli do wyburzenia. Nie, tutaj podjęto decyzję o rewitalizacji zakładu i ofiarowaniu mu drugiego życia. Choć koszty i trud w to włożone chyba są nie do policzenia. Tym bardziej, że mowa o naprawdę potężnym kompleksie – dziś jest to obszar 4.5 hektara wypełniony budynkami, które w działającej kopalni są tzw. „powierzchnią”.
Wszystkie zostały starannie odnowione – i to tak starannie, że właściwie błyszczą – i pełnią obecnie co najmniej kilka funkcji. Część stanowi Muzeum Przemysłu i Techniki z doskonale zachowanym parkiem maszynowym, który pozwala choć trochę liznąć kultury technicznej, część to Galeria Sztuki Współczesnej, część to Centrum Ceramiki Unikatowej, a część to kawiarnia, pokoje gościnne, biura, sala konferencyjna itd.
Fedrowanie od kuchni
Nas oczywiście najbardziej interesowała esencja, czyli poznanie kopalni „od kuchni”. W ten świat wprowadził nas fantastyczny przewodnik, który całe swoje życie przepracował w tym miejscu. Dzięki temu jego opowieść była niesamowicie autentyczna, okraszona prawdziwymi wydarzeniami i anegdotami.
Wystartowaliśmy równo o 12.00 i pierwszym bardziej znaczącym punktem na naszej trasie była łaźnia łańcuszkowa, czyli miejsce, w którym górnicy przebierali się „przed” i „po” szychcie. Dziś, podobno dzięki niezwykłej akustyce znajduje się tu sala koncertowa.
Dalej wraz z innymi zwiedzającymi mieliśmy okazję poznać podstawy wyposażenia górnika zjeżdżającego „na dół”, sprzęt ratujący życie, mundury i różne zwyczaje związane z tym fachem (z hucznymi obchodami Barbórki na czele), a także specyfikę tutejszego zagłębia i to czym ono się różni od górnośląskiego. Tutaj bowiem geologia nie pozwoliła na mechaniczne wydobycie, w przeciwieństwie do „naszych” kopalń, gdzie pod ziemią rozpowszechnione są kombajny górnicze.
Jak się zjeżdża na dół?
I wreszcie zaczęła się zasadnicza część atrakcji. Zachowanym pomostem doszliśmy do punktu, w którym „powierzchnia” styka się z „podziemiem”, czyli do nadszybia szybu Julia. Można tu zobaczyć miejsce pracy sygnalistów oraz wejścia do klatek kursujących w szybie i zwożących (a także wywożących) górników oraz wydobyty przez nich urobek. Cztery wejścia do klatek wyraźnie wskazują, że wieża wyciągowa jest wieżą bliźniaczą, co implikuje podwojenie urządzeń w jednej konstrukcji; w tradycyjnym układzie mamy dwie klatki pracujące na jednej linie, gdzie jedna jedzie w górę, a druga w dół, a tutaj ten układ jest zdublowany. To chyba musiało bardzo mocno utrudniać pracę sygnalistów, którzy komunikowali się z dołem i maszynistą za pomocą sygnałów (a więc dźwięki musiały na siebie nachodzić, co wymagało dużego skupienia, by każdy słuchał swojego).
Przeróbka
Dalej trasa wiedzie w kierunku przeróbki i tutaj też wyszła wyraźna różnica między oboma zagłębiami, gdyż w Wałbrzychu cały urobek z kopalni transportowany był za pomocą wagoników, a nie jak na Górnym Śląsku za pomocą skipu. Staraliśmy sobie wyobrazić te dziesiątki zapełnionych wagoników wędrujących w stronę zakładu przeróbczego – on jeszcze wciąż czeka na swoją kolej w adaptacji i rewitalizacji. Jeśli to się uda, to trudno będzie znaleźć odpowiednik pod względem wielkości i stopnia zachowania tego typu obiektu nie tylko w Polsce ale i całej Europie. Serce nam się tylko kraje gdy pomyślimy, że podobny zakład był na terenie kopalni „Gliwice”, a nie pozostał po nim żaden ślad.
Wiekowa maszynownia
Oszołomieni ilością i bogactwem atrakcji jakie zobaczyliśmy do tej pory, nie przeczuwaliśmy, że zasadnicza część wciąż jeszcze jest przed nami. Kulminacyjnym punktem była bowiem podwójna maszynownia (jak już wspominaliśmy szyb Julia jest bliźniaczy), gdzie znajdują się w pełni zachowane dwie elektryczne maszyny wyciągowe firmy Siemens wyprodukowane w 1911 roku, a także przetwornice prądu zmiennego na stały do każdej z nich. Biło z nich jakieś niesamowite, surowe piękno, tym bardziej, że wszystkie elementy poddane zostały pieczołowitej renowacji i właściwie wyglądały jakby dopiero wyszły fabryki. Nieprawdopodobny wręcz wydał nam się kunszt ich wykonania, a także myśl techniczna, która sprawiła, że bez szwanku przetrwały do dziś. A trzeba sobie przecież uświadomić, że naprawdę ciężko pracowały przez około 100 lat. To lekko licząc pięć pokoleń maszynistów.
Wiertarki, frezarki, tokarki…
Kolejnym miejscem, do którego zabrał nas przewodnik, a które jest typowe dla każdego dużego zakładu przemysłowego – ale niestety po jego zamknięciu, zwykle jako pierwsze szło do wyburzenia – był budynek mieszczący warsztaty mechaniczne. Kopalnia była właściwie niemal samowystarczalnym miasteczkiem wypełnionym całą masą urządzeń, które trzeba było konserwować i które często w różnym stopniu się zużywały lub psuły. Żeby te całe tony żelastwa utrzymać nie dość, że przy życiu to jeszcze w ruchu, potrzebni byli specjaliści, będący w stanie na bieżąco naprawić jakiś element lub ewentualnie go dorobić. Ich miejsca pracy możemy podziwiać w całej okazałości i w pełnym stopniu zachowania. Jest tu wszystko: rozmaite wiertarki, frezarki, tokarki czy niezwykła maszyna o niezapamiętanej przez nas nazwie, za pomocą której można było wykonać koło zębate dowolnego rozmiaru. W skład zakładów mechanicznych wchodzi także w pełni wyposażona kuźnia.
Wysoko nad ziemią
Stąd udaliśmy się na współcześnie wybudowaną wieżę z tarasem, z której rozciąga się imponująca panorama całego zakładu, a także pięknych okolicznych wzgórz, między którymi leży Wałbrzych. Właściwie wydawało nam się bez sensu by budować kolejną wieżę mając do wyboru dwie wyciągowe, które można było zaadaptować na punkty widokowe. Ale tylko dzięki temu, że powstała ta trzecia istnieje możliwość obejrzenia całej kopalni wraz z obiema wieżami wyciągowymi.
I (niezbyt) głęboko pod ziemią
Na sam koniec zeszliśmy do podziemi, gdzie zaaranżowany jest chodnik z różnymi rodzajami obudowy, czyli to czym kopalnia jest w rzeczywistości. Tutaj akurat przekonaliśmy się, że aby w pełni poznać funkcjonowanie kopalni na powierzchni to koniecznie trzeba odwiedzić Wałbrzych, a jeśli chcemy poznać działanie „podziemi” i rozwój techniki górniczej to koniecznie musimy odwiedzić kopalnię „Guido” w Zabrzu. Wtedy będzie komplet!
Wielkie brawa
Rewitalizacja tego obiektu, jednego z największych zabytków poprzemysłowych w Europie, to wielka sprawa. Niesamowicie się cieszymy, że Wałbrzych dostrzegł w tym potencjał. Bo przecież o ile łatwiej byłoby po prostu ten zakład wyburzyć zamiast bawić się w remonty i nadawanie mu nowych funkcji? Na szczęście na czas dostrzeżono walory tego miejsca, chroniąc je przed pójściem do piachu. Z radością obserwujemy, że coraz częściej obiekty poprzemysłowe są skutecznie włączane w poczet dziedzictwa kulturowego i stanowią przyszłościową gałąź turystyki. Co więcej, wydaje się, że sposób myślenia, który stworzył i ożywił to miejsce, coraz śmielej zadomawia się w Polsce i mamy nadzieję, że będzie emanował rodząc kolejne tego typu realizacje. Jedno jest pewne – Stara Kopalnia to na pewno kamień milowy w zmianie percepcji i odbioru tego typu obiektów. Bo poznaje się tu świat, do zwiedzania którego jeszcze nie jesteśmy przyzwyczajeni, a który posiada bardzo unikatowe, jedyne w swoim rodzaju walory.
Stalowe konstrukcje poukładane w geometryczne wzory czy poszczególne budynki posiadające szlachetne proporcje i oszczędny, ale elegancki detal, tworzą przyjazną przestrzeń, w której miło spędza się czas. Całość rewitalizacji jest bardzo spójna i kompleksowa. Widać, że dla ludzi, którzy się za to wzięli było to ważne. I tak jak my uważali, że dziedzictwo przemysłowe jest tak samo cenne i warte zachowania dla kolejnych pokoleń, jak to, które zwykliśmy uważać za tradycyjne zabytki.
Informacje praktyczne: zwiedzanie tylko z przewodnikiem, start o każdej pełnej godzinie, przy kasach biletowych, czas trwania około 100 minut, wstęp 25 zł. Więcej informacji na stronie Centrum Nauki i Sztuki Stara Kopalnia.
Tekst: Beata Pomykalska
Fotografie: Paweł Pomykalski