Niewiele jest firm z Europy Środkowej i Wschodniej, którym udałoby się przebić na arenie międzynarodowej i odgrywać na niej znaczącą rolę. Nie mówiąc już o tym, by tak jak Ford Motor Company, Standard Oil, Xerox, Motorola czy McDoland’s zrewolucjonizowały świat. W Zlinie powstało imperium obuwnicze Bata a fenomen tej firmy jest przedmiotem badań historyków, socjologów, ekonomistów a nawet… urbanistów. Bo Bata to nie tylko przedsiębiorstwo, ale cały system filozoficzno-społeczny, będący miksem kapitalizmu zapewniającego duży zysk i socjalizmu czule troszczącego się o pracownika.
Jak zwiedzać Zlin?
Choć zakłady Baty rozlały się po różnych zakątkach globu, to historyczny trzon stanowi Zlin, leżący na wschodnich Morawach. Różni się zasadniczo od tego do czego przyzwyczaiły nas czeskie miasta – próżno tu szukać rynku i uliczek z kamieniczną zabudową, czy efektownych barokowych kościołów. Nic z tych rzeczy. Zlin jaki dziś znamy w zasadzie powstał na suchym korzeniu w duchu międzywojennego modernizmu i funkcjonalizmu. Fascynuje nas niezmiennie od lat. Bo czyż może nie wzbudzać emocji miasto, którego ścisłe centrum stanowi kompleks fabryczny złożony z rzędów wielopiętrowych nowoczesnych budynków z betonu, cegły, stali i szkła, wokół których od przeszło wieku kręci się życie mieszkańców? Teoretycznie nie ma tu nic ciekawego, znając jednak historię tej miejscowości można na nią spojrzeć jak na jedną z najbardziej nietuzinkowych atrakcji turystycznych w Czechach.
Budynki 14-15
Zwiedzanie zaczynamy od dwóch powojennych budynków, wybudowanych według projektu J. Voženílka i dostosowanych estetycznie do starszych obiektów. Kilka lat temu przeszły gruntowną przebudowę i dziś mieszczą Instytut Baty, Muzeum Moraw Południowo-wschodnich oraz bibliotekę. Tutaj na niezwykłej wystawie pod wymownym tytułem „Zasada Baty: dziś fantazja, jutro rzeczywistość” (Princip Baťa: Dnes fantazie, zítra skutečnost) mamy okazję dogłębniej poznać historię tego niezwykłego koncernu, mechanizmy nim rządzące a także jego wpływ na życie mieszkańców miasta. A ten jak się okazuje był wręcz nieograniczony. Zaryzykujemy nawet stwierdzenie, że Bata kontrolował każdy fragment przestrzeni życiowej swoich pracowników: zapewniał im pracę, mieszkanie, szkołę, sklepy, placówki kultury, rozrywki i rekreacji a także opiekę zdrowotną. Wszystko w szczytnym celu, który można sprowadzić do równania: zadowolony pracownik to wydajny pracownik.
Dalej zwiedzający – ponieważ są w fabryce obuwniczej – mają okazję trafić do świata butów. I to nie byle jakich trzewików, ale setek eksponatów, często egzotycznych a często dziwacznych, z niemal całego świata i z różnych epok. Ekspozycja robi spore wrażenie, tym bardziej, że jest ładnie i nowocześnie zaaranżowana.
Nie mniej ciekawa, choć może nieco zaskakująca i nie pasująca do całości, jest kolejna ekspozycja poświęcona wyprawom inżynierów-podróżników o nazwiskach Jiří Hanzelka i Miroslav Zikmund. Nie lada gratką dla miłośników motoryzacji jest tutaj replika kultowej Tatry 87 (oryginał znajduje się w Muzeum Techniki w Pradze).
Zasada nr 1: Wady zamieniać w zalety
Wszystko zaczęło się pod koniec XIX wieku, gdy trójka rodzeństwa Batów: Anna, Antonin i Tomasz odziedziczyła spadek po matce, który stał się zalążkiem przyszłego imperium. Dzieła jego stworzenia podjął się jednak tylko osiemnastoletni Tomasz – Anna udała się na służbę do Wiednia, a Antonin dostał powołanie do wojska (zmarł bardzo młodo, już w 1908 roku).
Interes właściwie od początku skazany był na porażkę, ale siła charakteru Tomasza, którą w przyszłości miał jeszcze udowodnić kilkakrotnie, sprawiła, że stało się zupełnie inaczej. Podobno stosował zasadę by słabości przekuwać w zalety. A w tym momencie jego największą słabością był brak skór. Jak szyć buty nie mając podstawowego surowca? Odpowiedź okazała się banalnie prosta: zastąpić go innym, dostępnym surowcem. A tym było płótno. W ten sposób powstały znane nam dziś wygodne płócienne buty, które skórzaną mają jedynie podeszwę. Wieść o innowacyjnym rozwiązaniu dotarła aż do Wiednia, skąd przyszło ogromne zamówienie, dzięki któremu Tomasz zbudował pierwszą niewielką fabrykę.
Była ona początkiem obuwniczego imperium, które rozeszło się po świecie. Sklepy Bata od wielu dekad spotkać można w aż 50 krajach na świecie. I to często w bardzo prestiżowych lokalizacjach np. w Pradze w eleganckim przeszklonym domu handlowym na Placu Wacława.
Zasada nr 2: Dziś fantazja, jutro rzeczywistość
To jednak dla ambitnego przedsiębiorcy było absolutnie niewystarczające. On właściwie dopiero teraz zaczął myśleć o rozwinięciu skrzydeł. A gdzie najlepiej można się było uczyć podstaw wielkiego biznesu? Oczywiście w Stanach Zjednoczonych, stolicy kapitalizmu. Wybrał się więc za ocean, by podpatrzeć jak tam funkcjonują wielkie przedsiębiorstwa. Dotarł nawet do fabryki Forda, który właśnie wprowadził taśmę produkcyjną, dzięki której praca szła znacznie szybciej a finalny produkt był o wiele tańszy, dostępny dla mas. Działania z pogranicza szpiegostwa gospodarczego zaowocowały wprowadzeniem takiej produkcji także w Zlinie. A to pociągnęło za sobą oczywiste zmiany, przyspieszyło produkcję i zwiększyło zatrudnienie.
Zasada nr 3: wykorzystywać rzeczywistość do swoich celów
Zwiększone zatrudnienie oznaczało natomiast konieczność zajęcia się sprawami mieszkaniowymi. Jeszcze przed pierwszą wojną światową zaczął budować domki dla swoich pracowników, ale prawdziwy boom nastąpił w dwudziestoleciu międzywojennym. Nim jednak do tego doszło musiał zmierzyć się z największym problemem jaki może dotknąć przedsiębiorcę w czasie wojny – widmem powołania pracowników na front. Ale i wobec tej sytuacji Tomasz Bata nie zachował się biernie, tylko czym prędzej pognał do Wiednia, by uzyskać wielkie zamówienie na buty dla żołnierzy. Misja zakończyła się podwójnym sukcesem, bo nie dość, że otrzymał gwarancję, że żaden z jego pracowników nie opuści murów fabryki, to jeszcze załatwił kontrakt opiewający na 500 tys. par butów.
Rozsądny kapitalista
Czemu jednak Tomasz Bata i jego działalność jest też przedmiotem badań ekonomistów? Z tego prostego powodu, że gdy w Europie szalał kryzys gospodarczy będący następstwem I wojny światowej, Bata zachowywał się inaczej niż pozostali fabrykanci i właściwie szedł całkowicie pod prąd utartym regułom. Po pierwsze i najważniejsze wiedział, że nie powinien zwalniać ludzi bo ci zaraz zgłoszą się po zasiłki. A pobieranie zasiłków demoralizuje i osłabia państwo. Co więcej, bezrobotnych nie stać na kupno nowych towarów, a popyt jest przecież czynnikiem determinującym podaż. Obniżył więc płace, ale nikomu nie dał wypowiedzenia. Ponadto obniżył ceny swoich butów, tak aby nadal znajdowały nabywców. Podobnie postąpił z cennikami w przyzakładowych sklepach spożywczych, dzięki czemu nikt nie zaznał głodu. W dowód uznania za bezbolesne przeprowadzenie Zlina przez tąpnięcie w gospodarce, Bata został w 1923 roku wybrany na burmistrza miasta.
Plan totalny
Teraz bez przeszkód mógł w pełni realizować swój plan idealnego, dobrze zorganizowanego miasta. Takiego, które daje swoim mieszkańcom-pracownikom to, co najbardziej im do życia potrzebne, a oni odwdzięczają się maksymalną wydajnością. Powstały więc domki, sklepy i stołówki by kobiety nie musiały gotować obiadów w domu. By mieć dobrze wykwalifikowanych pracowników założył swoją przyzakładową szkołę, a by zapewnić rozrywkę ufundował największe w tej części ówczesnej Europy kino dla ok. 2.5 tys. widzów. Można więc powiedzieć, że Tomasz Bata stworzył swoje miasto, którym niepodzielnie rządził i sprawował kontrolę nad większością życia swoich pracowników. Strategia biznesowa Baty sprawdziła się jednak na tyle, że szybko stała się powielaną w wielu miejscach franczyzą. I tak np. w 1932 roku w Chełmku pod Chrzanowem powstała fabryka Polskiej Spółki Obuwia Bata, wokół której rozrosło się analogiczne do zlinskiego zaplecze socjalne.
Katastrofa i nowy szef
W 1929 roku Bata poznał brytyjski samolot jednosilnikowy i z miejsca zakochał się w nowoczesnym środku transportu, który mógł umożliwić jeszcze szybsze przemieszczanie się i załatwianie interesów. Kupił więc kilka sztuk i na fali entuzjazmu założył w Zlinie, istniejącą do dziś, fabrykę sportowych samolotów marki „Zlin”. Nie spodziewał się jednak, że nowa fascynacja wkrótce stanie się przyczyną jego śmierci – trzy lata później, nie zważając na warunki pogodowe, zarządził lot, który niestety zakończył się katastrofą. Zgodnie z zapisaną w testamencie ostatnią wolą zmarłego, schedę po nim przejął przyrodni brat Jan. Odtąd to on będzie rozwijał firmę i miasto, które od dawna już są tożsame ze sobą i zespolone w jedno. W jedno też bardzo często zlewają się te dwie postaci, które choć bardzo różne, miały bardzo podobne podejście do interesów.
Nowe inwestycje
Trzy lata po objęciu rządów w fabryce, Jan Bata postawił osiedle nowoczesnych domków dwurodzinnych. Nie były one duże, ale każda rodzina dysponowała powierzchnią około 40 metrów. To sporo biorąc pod uwagę z jak tragicznych warunków bytowych większość robotników niedawno się wyrwała. Pomysły Baty zachwyciły samego „papieża modernizmu”, a panowie podobno tak dobrze się dogadywali, że Le Corbusier miał nawet opracować nowy plan urbanistyczny dla Zlina. Ostatecznie jednak do tego nie doszło i projekt przygotowali dwaj czescy architekci.
„Mrakodrap”
W 1937 roku Jan zdecydował o budowie najwyższego biurowca w całej Czechosłowacji i drugiego w Europie. „Drapacz chmur” Baty (czyli Mrakodrap) lub inaczej mówiąc „Jednadvacítka” (czyli budynek z numerem 21) to supernowoczesny gmach na 16 pięter i 77,5 metra wysokości. Powstał jako centrum administracyjno-biurowe całego kompleksu, ponieważ dotąd pracownicy umysłowi rozproszeni byli po kilku innych obiektach, przez co obieg informacji i dokumentów między nimi znacząco się wydłużał.
To właśnie w tym budynku znajduje się bodaj najsłynniejsza winda w Europie. Swoją sławę zawdzięcza temu, że w istocie było to mobilne, przeszklone biuro szefa o wymiarach 6×6 m, wyposażone w biurko, umywalkę, klimatyzację, które śmigało między piętrami i zatrzymywało się tam gdzie Bata miał coś do załatwienia, gdy ktoś miał jakiś interes do Baty, lub gdy po prostu chciał z zaskoczenia skontrolować jak idzie praca jego podwładnym. To tylko oficjalne informacje. A czy rzeczywiście tak było? Są co do tego dość istotne wątpliwości. Budynek został bowiem ukończony w 1938 roku, czyli w roku gdy nad Czechami zawisły już czarne chmury historii i gdy wielu z nich, w tym Bata, zdecydował się na emigrację. Czy więc faktycznie skorzystał ze swojego genialnego gabinetu pozostanie raczej zagadką.
Faktem jednak jest, że budynek został niedawno wyremontowany i lokowano w nim różne biura i urzędy, m.in. wojewódzki oraz skarbowy. Do windy, która stoi „zacumowana” na parterze, można bez przeszkód zajrzeć. Potem zaś warto wjechać na 16 piętro gdzie znajduje się kawiarnia z taresem oferującym niezwykły widok na całe miasto.
Architektura jak biznes
Architektura tego miasta, jest jak model biznesowy Baty. By zracjonalizować i zoptymalizować koszty wprowadzono pewną standardyzację budowlaną, która pozwoliła na wielokrotne wykorzystanie jednego projektu. Budynki są zatem do siebie bardzo podobne i posiadają niemal identyczne konstrukcje – na każdą z nich składa się siatka betonowych słupów, które podpierają stropy, natomiast ściany nie pełnią funkcji nośnych i są wykonane z cegły. Te rozwiązania zdeterminowały wygląd wszystkich budynków fabrycznych.
Plan urbanistyczny miasta również jest na wyraz nowoczesny. Nie ma tu zwartej zabudowy, przestrzeń jest niezdefiniowana, a budynki stoją luźno, stosunkowo daleko od siebie, w zazielenionej przestrzeni, co powoduje, że Zlin wygląda jak typowe późnomodernistyczne podmiejskie osiedle. Dziś, po wielu dekadach doświadczeń, wiemy, że taka urbanistyka jest nieprzyjazna dla mieszkańców, przez co spacer po centrum może wydawać się po prostu niezbyt przyjemny.
Po transformacji
Oczywiście zakłady Baty w swej dawnej formie nie mogły przetrwać przełomu. Dziś siedziba firmy znajduje się w Lozannie, a Zlin po zapaści gospodarczej i społecznej z początku lat 90. XX wieku, pięknie odbił się od dna i stanowi dziś świetny przykład wykorzystania poprzemysłowych budynków. Sprawnie przeprowadzona rewitalizacja spowodowała, że wiele z nich udało się uratować i po remoncie służą rozmaitym celom. Są tu biura korporacji i urzędów, uczelnia, hipsterskie bary, sklepy itd.
Pomysł na wycieczkę
Zlin, choć na pierwszy rzut oka na pewno wydaje się być trudny do polubienia, z pewnością jest miastem które warto zwiedzić. Wizyta tutaj może być świetnym pomysłem np. na weekendową wycieczkę, tym bardziej, że w okolicy (33 km na północny zachód) leży wspaniały Kromieryż z urokliwą starówką, Pałacem Biskupim, Ogrodem Zamkowym oraz Ogrodem Kwiatowym (trzy ostatnie obiekty są wpisane na Listę Dziedzictwa UNESCO)
Zlin i mnóstwo innych ciekawych miejsc w Czechach poznasz dzięki naszej książce “Czechy Nieoczywiste” – by ją zobaczyć kliknij tutaj.
Tekst: Beata Pomykalska
Fotografie: Paweł Pomykalski